środa, 23 listopada 2011

Mascara (masacra?) Avon Super Curlacious



Opakowanie, wygląd
Mamy do czynienia z klasycznym wręcz opakowaniem tuszu, bez żadnych udziwnień. Jeśli ktoś zwraca na to uwagę, wspomnę, że napisy nie ścierają się.


Szczoteczka
Szczoteczka jest lekko wygięta, całkiem dobrze rozdziela rzęsy. Moim zdaniem nie jest ani za duża, ani za mała.

Konsystencja
Na początku używania tego tuszu jest on dość rzadki (ale nie tak rzadki, jak np. tusze Maybelline), ale już po miesiącu robi się znacznie bardziej gęsty.

Wydajność
Wydajność tuszu jest właściwie dobra, na upartego może nam służyć nawet 6 miesięcy (tyle, ile jest ważny), ale jego „żywotność” jest krótsza, bo kiedy tusz robi się bardziej gęsty, zaczyna się strasznie osypywać, zwłaszcza przy nakładaniu na dolne rzęsy. Robią się też grudki (jedną zresztą widać na zdjęciu ;]), co sprawia, że coraz trudniej jest nam uzyskać dobry efekt.


Działanie
Producent obiecuje do 200% podkręcenia, jednak należy to traktować z przymrużeniem… rzęsy (i oczywiście oka :P). Jakieś podkręcenie, zwłaszcza na początku (zanim tusz straci swoje właściwości), jest widoczne, ale czy aż takie? Raczej nie. Jak widać na zdjęciu (jeśli pominiemy fakt lekkiego posklejania rzęs) efekt jest naturalny, całkiem przyzwoity, chociaż bez szału.

Nakładanie dwóch warstw tego tuszu raczej się nie sprawdzi, bo się nam ta masacra mascara osypie.

Trwałość
Jest naprawdę dobra. Jeśli po zrobieniu makijażu uprzątniemy teren, czyli oczyścimy oczy z tych czarnych kropeczek, to wieczorem będziemy się oglądać w niezmienionym stanie.

Podsumowanie
Do pewnego czasu  nawet chętnie kupowałam ten tusz. Był tani (teraz podrożał, nie wiem, czemu i uważam, że niesłusznie), często były na niego dobre promocje. Tak, jak wspomniałam, daje on naturalny efekt (chociaż nie taki, jaki obiecuje producent) i nic się z nim nie dzieje w ciągu dnia, a takim zauważalnym minusem jest to nieszczęsne natrętne osypywanie. Jeśli chcecie, możecie go oczywiście wypróbować, ale może lepiej poszukać czegoś innego?

9 komentarzy:

  1. Tusze z Avon są tra-gicz-ne.
    Wszystko spada z rzęs na potęgę. Masz rację: masakra :D

    OdpowiedzUsuń
  2. yyyy chyba nie dal mnie ja od tuszu oczekuje cudow ;))

    OdpowiedzUsuń
  3. monica - jeśli znajdziesz cudowny tusz, to daj znać! :D Ja mam teraz Maybelline Colossal, ale jeszcze nie wiem, czy jest cudowny. ;)

    Zajęczak - najlepszy był chyba SuperShock, ale najlepsze na świecie to to zdecydowanie nie było. Co prawda, to prawda. ;]

    OdpowiedzUsuń
  4. ale Ty masz śliczny kolor tęczówki :) swoją drogą to fajna recenzja-przydatna.

    +dodaję do obserwowanych, super blog

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z avonu jestem zadowoona tylko z jednego tuszu - takiego mocno niebieskiego :) reszty nawet nie tykałam :D

    Szkoda, że bubel bo szczotę ma fajna;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda, że ja się tu wymądrzyć nie mogę. Ale tuszu do rzęs nie używam. I henny też nie robię sobie.
    Ale uważam, że dobre to miejsce na wymianę opinii, uwag itp.
    Pozdrawiam Vojtek bez uwag.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tego tuszu z avonu nie miałam, używam teraz SuperShock Max i też się lubi kruszyć przy aplikacji. Poza tym jest genialny :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Używałam go swego czasu. Krzywdy mi nie zrobił, dla mnie był/jest okej :)

    OdpowiedzUsuń
  9. nie mam przekonania to tuszy Avon
    ale pamiętam,że taki potrójny z fioletową końcówką mnie zachwycił :)

    OdpowiedzUsuń

Cieszę się, że zamierzasz dodać swój komentarz. Odpowiem pod tym wpisem i na pewno odwiedzę Twój blog. Podobnie jeśli dodasz mnie do obserwowanych, możesz liczyć na rewanż. Nie pisz więc tylko tego, że mam fajny blog i że zapraszasz na swój.

A poza tym... czuj się jak u siebie na blogu! ;)