Uwaga! Ta recenzja zawiera wysokie stężenie subiektywizmu. Jest to po prostu moje
zdanie wypracowane po dość długim okresie używania tego różu. Mam niewielkie
doświadczenie w zakresie tego typu kosmetyków, ale uważam, że Maybelline Dream
Touch Blush jest naprawdę dobry. :)
![]() |
Od góry... |
![]() |
...i od dołu. :) |
Opakowanie
Śliczne! :D Domyślam
się, że mój zachwyt niewiele Wam mówi, dlatego dopowiem, że róż jest zamknięty
w szklanym, solidnym i estetycznym słoiczku z plastikową (również solidną)
nakrętką. Całość prezentuje się bardzo sympatycznie. :)
Konsystencja
Wbrew obietnicom
producenta, róż nie ma konsystencji pianki (KLIK) i jest to jedyna rzecz, w której się nie zgadzam z firmą Maybelline. Natomiast
mogę się zgodzić, że konsystencja różu jest lekka i delikatna. Przypomina mi
trochę… margarynę. :D Przepraszam za to mało kosmetyczne porównanie, ale ono
trafnie oddaję tę nieuchwytną rzeczywistość. Przy nabieraniu różu dotykamy go
paluszkiem, który ślizga się po delikatnej powierzchni kosmetyku i już mamy
nabraną odpowiednią ilość. :)
Wygląd
Posiadam kolor o
najniższym numerze (02), wybrałam go w pełni świadomie i dobrowolnie. Kiedy w
sklepie maznęłam sobie tym kosmetykiem po ręce, wydał mi się jakiś taki
pomarańczowy i mało fajny, i niewiele by brakło, żebym się zdecydowała na
następny odcień w numeracji, jasny różowy. Postanowiłam jednak przemyśleć tę
poważną sprawę, wyszłam ze sklepu i… kiedy w naturalnym świetle ujrzałam obie
próbki, brzoskwiniowy (tak, użyłam wreszcie bardziej „kosmetycznej” nazwy koloru)
róż mnie totalnie zauroczył! Okazało się, że kolor, który na początku wydał mi
się podejrzany, jest właśnie tym, czego szukałam i daje ładny, delikatny i (bardzo
dyskretnie) połyskujący efekt. Jeśli się uważniej przyjrzymy, zobaczymy w tym
różu błyszczące drobinki. Od razu uspokajam, że nie są one widoczne na twarzy.
![]() |
Ten makijaż pewnie pamiętacie, ale nic nie stało na przeszkodzie, abym znowu wykorzystała to zdjęcie. ;] |
Efekty
Róż naprawdę daje efekt
naturalnego rumieńca – zgodnie z obietnicą producenta. Jego konsystencja sprawia,
że aplikacja jest bajecznie prosta. Dotykam różu palcem, potem robię „maźnięcie”
po twarzy, które to maźnięcie rozcieram ruchem przyklepującym (co za
szczegółowy technologiczny opis! aż sama siebie podziwiam!) i już mam ładny
rumieniec. :) Granice tego rumieńca bardzo łatwo się rozciera, myślę, że nie da
się zrobić sobie krzywdy tym kosmetykiem. Efekt w razie potrzeby można
stopniować, ale raczej nie będzie on super mocny, bo sam kolor jest jednak
delikatny. Wspomniane błyszczące drobinki nie są zauważalne, ale dają dyskretny
efekt rozświetlenia i mam wrażenie, że one też stoją za tym, że róż nie wygląda
marchewkowo, ale ma bardzo ładny odcień.
Trwałość
Z moich obserwacji wynika, że jest wzorowa.
Róż utrzymuje się na swoim miejscu przez cały dzień. Czytałam w niektórych miejscach (wizaż, blogi) trochę
zarzutów pod adresem trwałości tego różu, nie wiem, od czego to zależy (jeśli
od cery, to ja mam mieszaną), ale ja nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Dziś np.
róż wytrzymał 13 godzin.
Wydajność
Naprawdę duża. Wystarczy
niewielka ilość kosmetyku, by osiągnąć pożądany efekt. Na zdjęciu, zrobionym jakieś
2 miesiące po rozpoczęciu (częstego) użytkowania, widać niewielkie zużycie.
Dodatkowe wnioski
Róż o takiej
konsystencji ma tę niezaprzeczalną zaletę, że nie wymaga żadnych narzędzi do
aplikacji. Dla mnie jest to plus. Domyślam się, że posiadaczki długich paznokci (do których się nie zaliczam) będą miały problemy z wydobyciem kosmetyku i z tym, że róż może im wchodzić pod paznokcie - jest to normalne przy tego typu rzeczach. Dla niektórych osób minusem może być cena
kosmetyku (ok. 30 zł), ale mogę podpowiedzieć, że w drogeriach Blue jest ona dość
korzystna (w porównaniu np. do Rossmanna). Poza tym jakość i wydajność tego
różu sprawiają, że nasze pieniądze nie idą w przysłowiowe błoto.